Issy ma 31 lat, pracuje w międzynarodowej korporacji i po uszy zakochała się w swoim szefie. Tak naprawdę ma z nim romans, tylko nikt o tym nie wie. Ups! Już nie! Issy właśnie została zwolniona z pracy i wszystko się wydało. I co teraz? Co prawda, Issy ma pewien talent, odziedziczyła go po dziadku, a wszyscy przyjaciele i znajomi tylko oblizują się ze smakiem... Tak, Issy potrafi wypiekać prawdziwe cudeńka. Tylko czy to wystarczy, by poprowadzić własną kawiarnię? Issy, przestań w końcu użalać się nad sobą. Do dzieła!
Pomarańczowe babeczki z marmoladą na poprawę humoru
Wszystkie składniki pomnóż przez cztery, żeby otrzymać dużo ciasta.
- cała pomarańcza, postaraj się, żeby nie była gorzka;jeśli chcesz dać upust swojej frustracji, kup krwiście czerwoną.
- 225 g roztopionego masła, jeśli nie masz pod ręką patelni,roztop je na ogniu świętego oburzenia.
- 3 całe jajka, plus trzy dodatkowe, którymi można dla ulżenia sobie rzucić o ścianę.
- 225 g cukru, możesz dodać więcej, żeby osłodzić sobie życie.
- 225 g mąki „samorosnącej" (może przy okazji urośnie nam samoocena).
- 3 łyżki marmolady
- 3 łyżki skórki pomarańczowej
Rozgrzej piekarnik do 180 stopni Celsjusza. Nasmaruj foremki. Jedną całą pomarańczę - ze skórką! - pokrój na kawałki i wymieszaj z roztopionym masłem, jajkami i cukrem. Mieszaj mikserem na wysokich obrotach, aż uzyskasz jednolitą masę. Przelej ją do miski z mąką i daj ciastu porządny wycisk, mieszając drewnianą łyżką.
Piecz w piekarniku przez 50 minut. Wyjmij je z pieca i odczekaj jeszcze pięć minut. Po tym czasie wyłóż je z foremek i zostaw do zupełnego ostygnięcia. Posmaruj wierzch babeczek marmoladą. Posyp skórką pomarańczową i zjedz, odzyskując radość życia.
Jenny Colgan (ur. 1972) - jedna z najważniejszych reprezentantek nurtu chick-lit, autorka bestsellerowych powieści obyczajowych, w których łączy romantyczne fabuły z komediowym zacięciem. Wraz z mężem i trójką dzieci dzieli życie pomiędzy Londyn i Francję. Oficjalna strona autorki: www.jennycolgan.com
Jenny Colgan o sobie
Przez większą część roku mieszkam we Francji. Zabrzmiało, jak bym się chciała popisać. Gdybyście jednak zobaczyli mój dom, przekonalibyście się, że tak naprawdę nie ma czym. Andrew, mój mąż, pracuje tutaj jako konstruktor jachtów. Razem wychowujemy trójkę dzieci. Wallace to czterolatek, który uwielbia kalmary
i skoki na trampolinie, lubi też głośno obwieszczać, jak pokieruje światem, gdy już zostanie Spidermanem. Michael-Francis skończył dwa lata, podśpiewuje lalala, ani na krok nie rozstaje się ze swoim misiem, a na nowe potrawy patrzy raczej... podejrzliwie. Delphie to nasz najmłodszy - prawie cały czas śpi, bardzo mu się podoba, jak słońce prześwieca przez liście drzew.