Kochasz gotować?
Zarabiaj ze Smakerem na dodawaniu przepisów!
Wiele i wielu z nas pamięta z czasów dzieciństwa wędlinę ze słoików. Swojego czasu u mnie w domu taka była robiona w zastępstwie cienkiej kiełbasy. Na szczęście nie skończyło się tak, jak z napoleonkami bez pieczenia , które po pewnym czasie wyszły mi bokiem. Mielonka ze słoików pozostaje jednym z moich niezmiennych hitów, które przygotowuję regularnie. Jest to jedna z prostszych do wykonania wędlin, które w dodatku są przepyszne i myślę, że poradzi sobie z nią nawet totalny laik. Lubią ją dzieci, dorośli i koty :) a kot czy pies, jak wiadomo, raczej byle paskudztwa nie zje.
A oto je nie Risotto, ani nie Kaszotto ale ... poznaniackie PYROTTO czyli po...
Odsłon: 313
A oto je nie Risotto, ani nie Kaszotto ale ... poznaniackie PYROTTO czyli po...
Odsłon: 313
Składniki
Na dzień dobry dzielimy mięso na mniejsze kawałki i mielimy na największych oczkach maszynki.
Dodajemy czosnek przeciśnięty przez praskę, przyprawy i wodę. Pieprzu nie żałujemy, niech będzie wyczuwalny. Aby tylko nie przesadzić :) Dolewamy wodę i dokładnie wyrabiamy ręką. Jakieś 15-20 minut (bez obijania się!!!), dlatego wspominałam o zmienniku :))
Kiedy wyrobimy mięso, przykrywamy je folią i zostawiamy w chłodnym miejscu na przynajmniej 24h. Według mnie optymalny czas to minimum 36h. W lodówce przez tyle czasu nic się nie stanie naszej wędlinie.
Michę wyjmujemy z lodówki i odstawiamy na jakieś 2h, by tempaeratura nieco się wyrównała. Jeszcze raz przerabiamy ręką i sprawdzamy smak. W razie potrzeby dodajemy soli lub pieprzu. Dosypujemy żelatynę, dolewamy jeszcze trochę lodowatej wody i porządnie wyrabiamy, by żelatyna dobrze połączyła się z masą mięsną. Jej dodatek sprawi, że mięso będzie bardziej zwarte i pojawi się apetyczna galaretka :) Przekładamy do wyparzonych, osuszonych słoików. Zostawiamy jakieś 4 cm od góry, ponieważ mięso nieco nam podrośnie. Porządnie i mocno zakręcamy.
Bierzemy duży garnek i wykładamy dno i ścianki ściereczką. Ustawiamy słoiki w pewnej odległości, by nie stykały się ze sobą. Nalewamy zimnej wody mniej więcej do poziomu wysokości mięsa w słoikach. Powoli, na malutkim ogniu zagotowujemy. Od zagotowania pasteryzujemy przez godzinę na małym ogniu. Ma lekko pyrkać, nie wyskakiwać z garnka. Po upływie godziny wyłączamy gaz i studzimy w garnku, w tej samej wodzie. Pachnie niemożliwie już teraz, ale powstrzymujemy apetyt i całą operację powtarzamy następnego dnia. Zagotowujemy na małym ogniu (ta sama woda, w razie potrzeby dolewamy do wczorajszego poziomu) i pasteryzujemy godzinę. Znowu studzimy w garnku i w wodzie. Trzeciego dnia powtarzamy zabieg z pasteryzacją, gotujemy przez godzinę, ale to już ostatni raz :) zostawiamy do ostygnięcia. Kiedy woda będzie zimna, wyjmujemy słoiki, wycieramy je i odstawiamy do lodówki. Najlepiej na noc, żeby dobrze zastygło. Produkcja trochę trwa, jednak warto trochę poczekać, by cieszyć się pełnym smakiem porządnej wędliny, własnoręcznie przygotowanej, nie zawierającej zbędnych barwników i konserwantów, którą spokojnie można podać rocznemu dziecku :) Poza tym teraz, gdy wraca moda na żywność ekologiczną, jak najmniej przetworzoną i coraz częściej pojawia się duch tzw. ''slow food'', jest to też okazja do pewnego szpanu przed znajomymi - jeśli na takowym szpanie nam zależy :)) Tak przygotowaną wędlinę można przechowywać w lodówce nawet kilka miesięcy. Pełnię smaku osiąga po około tygodniu, ale od razu po ostudzeniu też jest pycha :) Podajemy z ogóreczkami (z konserwowymi to w ogóle bajka) i chlebkiem. Smalcu z wierzchu nie wyrzucamy, używamy jako smarowidła pod naszą mielonkę :) Polecam spróbować tym, którzy jeszcze nie robili takiej wędliny, bo smak jest naprawdę niesamowity :) Smacznego!!!!