Kochasz gotować?
Zarabiaj ze Smakerem na dodawaniu przepisów!
czyli rarytas, którego nie kupisz w sklepie. No dobrze, można czasem znaleźć w sklepach suszone wiśnie, ale zawsze są one dosładzane. NASZE wiśnie są po prostu suszonymi wiśniami, bez dodatku cukru i bez żadnego zająknięcia możemy powiedzieć, że to najzdrowsze i najsmaczniejsze bakalie pod słońcem.
Polecam. Dobry farsz z sera i pieczonych ziemniaków. Ciasto na pierogi najl...
Odsłon: 634
Polecam. Ryby są zdrowe i warto je jeść nie tylko raz w tygodniu.
Odsłon: 903
Polecam. Piernik to zdrowe ciasto. Nie wyobrażamy sobie Świąt Bożego Narodz...
Odsłon: 728
Dzisiejszy sernik przygotowałam trochę inaczej jak zazwyczaj. Wymyśliłam że p...
Odsłon: 77
Polecam. Dobry farsz z sera i pieczonych ziemniaków. Ciasto na pierogi najl...
Odsłon: 634
Polecam. Ryby są zdrowe i warto je jeść nie tylko raz w tygodniu.
Odsłon: 903
Polecam. Piernik to zdrowe ciasto. Nie wyobrażamy sobie Świąt Bożego Narodz...
Odsłon: 728
Dzisiejszy sernik przygotowałam trochę inaczej jak zazwyczaj. Wymyśliłam że p...
Odsłon: 77
Składniki
W moim domu rodzinnym suszone wiśnie robił tata. Tata, który generalnie kuchnię omijał szerokim łukiem (chyba, że został zagnany do zmywania naczyń), a wyjątek robił tylko dla wiśni i grzybów. To on latem kupował najbardziej dojrzałe i aromatyczne wiśnie, drylował je, suszył i chował gdzieś tak sprytnie, że nigdy nie dało się ich znaleźć. I dopiero zimą (a kiedyś zimy to były prawdziwe zimy, dawały mrozem w kość) wyjmował je i wydzielał domownikom. To był prawdziwy rarytas – kwaskowy, cierpki ale jednocześnie tak pachnący wakacjami, że wydawało się że lato nadejdzie lada dzień. A kiedy mój tata został dziadkiem, postanowił suszonymi wiśniami rozpieszczać wnuka, który je szybko pokochał. Mój mały synek przychodził do dziadka i już od drzwi pytał „isienki maś?” co miało oznaczać „wisienki masz?”. Kontynuując tę rodzinną tradycję postanowiłam uszczęśliwić dzieci swoje jak i dzieci Izabeli susząc dla nich wiśnie. Na razie nie pozwalam ich jeść, bo jak tradycja, to tradycja;)
Wiśnie kupujemy u zaprzyjaźnionego sprzedawcy na bazarze, który jak zawsze pozwala nam sprawdzić ich smak przed kupieniem. Jeśli są mocno dojrzałe, to pachną słońcem a słodycz i kwaśność mieszają się w smaku. Wiśnie myjemy i drylujemy. Drylujemy czymkolwiek, to nie ma znaczenia, ważne aby szło to sprawnie i nie zajęło wieków. Wydrylowane owoce kładziemy na durszlak, który stawiamy na wyższej misce. Sok z wiśni będzie do niej skapywać i uzbiera się go tyle, że wystarczy na średniej wielkości słoik. Nie wylewajcie go więc, tylko przelejcie do słoika właśnie, i po dodaniu 4-5 łyżek cukru zawekujcie na mokro przez 15-20 minut. Sok wiśniowy do herbaty zimowej jak znalazł! Po porządnym odsączeniu wiśnie przekładamy na ażurowe tacki suszarki do owoców (i grzybów). Takie suszarki mają zwykle dwa tryby – owocowy i grzybowy, od razu włączcie ją na ten drugi. Tak, tak, wiśnie to naprawdę mokre owoce i najszybciej ususzą się przy silniejszym strumieniu powietrza. Moje wiśnie suszyły się około 1,5 doby. Suszyłam je na okrągło, także w nocy. Po tym czasie wystarczy je zebrać, przejrzeć, czy nie zapodziała się w nich jakaś zapomniana pestka i zamknąć w idealnie suchym słoiku. Jeśli macie akurat w domu, świetne są też pojemniki próżniowe (np. Zepter) do przechowywania. Ale nawet w zwykłym słoiku suszone wiśnie powinny spokojnie dotrwać do zimy i jeszcze dłużej. Zimą dawać najpierw dzieciom, potem sobie, jak maskę tlenową w samolocie;) Wszak to produkt na wagę złota:))))