Tym razem wybór zwycięzcy był wyjątkowo trudny, gdyż otrzymaliśmy rekordową ilość zgłoszeń. Po burzliwycyh obradach, jury wyłoniło jednego zwycięzcę. Nagorda powędruje do:
Pani Barbary N.:
"Właśnie kończyłam kroić bakłażana na cienkie paski. Miałam przygotować z niego frytki w moim ulubionym urządzeniu Philips Airfryer. Wystarczyła chwila pieczenia, a w kuchni już unosił się kuszący aromat pysznej potrawy. To o wiele lepsze niż wdychanie oparów oleju skwierczącego na patelni - pomyślałam i ucieszyłam się, że dzięki tej cudownej maszynie zatroszczyłam się wreszcie o swoje zdrowie. Przedtem jadałam głównie mrożonki z pobliskiego spożywczaka. Teraz nawet dip do frytek robiłam na naturalnym jogurcie, zamiast na tłustym i pełnym konserwantów majonezie.
Za oknem szalały kryształki śniegu. Spojrzałam na termometr - temperatura na zewnątrz wynosiła minus piętnaście stopni Celsjusza. Dokładnie za tyle samo minut moje frytki miały być gotowe. Brr, jak tam musi być zimno - aż mną wzdrygnęło. Ucieszyłam się, że w ten mroźny dzień mogę krzątać się po ciepłej kuchni. Oblizałam palec ubrudzony sosem jogurtowo-czosnkowym i już miałam nastawić wodę na herbatę, żeby rozgrzać się przed wystrojeniem domu w świąteczne dekoracje, kiedy ktoś zadzwonił do drzwi. Byłam lekko zaskoczona, bo akurat nikogo się nie spodziewałam.
Otworzyłam, a w progu stanął elegancki blondyn o niebieskich oczach, który szeroko się do mnie uśmiechał. Miałam wrażenie, że gdzieś go już widziałam, ale nie mogłam sobie przypomnieć gdzie to było...
- Dzień dobry - przywitałam się z nieznajomym. - Co Pana do mnie sprowadza?
- Witam - odpowiedział łamaną polszczyzną, co wydało mi się bardzo urocze. - Jestem przyjezdny. Wyszedłem zwiedzić okolicę i się zgubiłem. W dodatku rozładował mi się telefon. Czy mógłbym się u Pani chwilę zagrzać i zadzwonić do mojej żony?
Spojrzałam na jego ręce, które były całe czerwone z zimna. Zrobiło mi się go żal.
- Jasne! - zaprosiłam go do środka.
Weszliśmy do kuchni. Przez chwilę zastanowiłam się, czy na pewno dobrze robię, wpuszczając do domu obcego mężczyznę. Ale intuicja podpowiadała mi, że on nie ma wobec mnie złych zamiarów. Podałam mu swój telefon i kiedy usłyszałam jego rozmowę z żoną... mało nie dostałam zawału.
- Halo? - tym razem odezwał się po angielsku. - Angelina? Tu Brad. Chciałem się trochę przewietrzyć i zgubiłem się przez szalejącą śnieżycę. Mogłabyś poprosić kogoś z ekipy, żeby po mnie przyjechał? Zaraz podam Ci adres... Tylko pamiętaj.
! Angelina, proszę Cię! Pod moją nieobecność nie adoptuj żadnych polskich dzieci! Błagam - wyskamlał litościwie na koniec.
Nie mogłam w to uwierzyć. Czy to... Brad Pitt w moim domu? Ten sam, który grał w "Podziemnym kręgu"?
- A więc Pan to Pan? - dopytywałam się nieufnie. A jego uśmiech wystarczył mi za odpowiedź. - To niemożliwe - zaczęłam wachlować twarz dłońmi, bo z tego podekscytowania zrobiło mi się gorąco.
- Dlaczego przyszedł Pan akurat do mnie? - nie potrafiłam już kryć emocji. - To lepsze niż trafić szóstkę w totka!
Brad spuścił głowę i jakby trochę się zawstydził.
- Tak szczerze to... - zaczął nieśmiało. - Skusił mnie ten aromat. Poczułem, że w tym domu gotuje się coś smacznego. Miałem nadzieję, że to polski schabowy albo mielony. Tyle słyszałem o tej waszej gościnności, więc pomyślałem sobie: chyba nie odmówią swojej potrawy narodowej wygłodniałemu i wyziębniętemu aktorowi z dalekiej Ameryki.
Brad ledwo skończył, kiedy urządzenie Airfryer dało znać, że moje frytki są już upieczone.
- Niestety, to nie schabowy - odparłam z poczuciem winy i oboje posmutnieliśmy. - Ale to frytki! A wy przecież kochacie frytki w tej swojej Ameryce! - ożywiłam się.
- Kochamy, kochamy. Tylko, że ja jestem teraz na diecie.
- Daj spokój, Brad - poklepałam go po ramieniu. - Philips już na to zaradził. Upiekłam je bez grama tłuszczu.
Siedzieliśmy razem przy stole i pałaszowaliśmy moje frytki z bakłażana, niczym starzy znajomi. Na początku trochę się wstydziłam, ale szybko okazało się, że Brad to swojski chłopak. Jadł palcami i nawet umorusał się trochę sosem.
- Naprawdę pyszne - zachwycał się. - I to bez tłuszczu. Koniecznie muszę polecić ten Airfryer Angelinie. Ona ciągle jest na diecie.
- Lepiej kup go jej pod choinkę - doradziłam życzliwie. - Na pewno się ucieszy. W końcu macie tyle dzieci, a w nim gotuje się naprawdę szybko i zdrowo.
- A co w tym cudeńku można jeszcze upichcić - dopytywał się mój nowy znajomy.
- Brad, czego tylko dusza zapragnie. Ja na Wigilię, to w nim nawet karpia usmażę. Tak tradycyjnie. Po naszemu. Natrę go cytryną, oprószę solą oraz pieprzem. Obtoczę w panierce z bułki tartej i gotowe. Bez żadnych udziwnień.
- W tej Polsce to macie raj kulinarny. Jak Boga kocham.
- A jadłeś kiedyś placki ziemniaczane? - zapytałam go.
- Nie - wydał się zdziwiony.
- Chłopie, to Ty nie wiesz, co to znaczy dobre, domowe jedzenie.
Szybko skoczyłam do piwnicy po ziemniaki i cebulkę. Brad zabrał się za ich obieranie i tarcie. Szło mu naprawdę nieźle. Ja w tym czasie przygotowałam urządzenie Philips Airfryer na kolejną misję. Już po chwili na specjalnym wkładzie do frytkownicy pojawiły się pierwsze placuszki ziemniaczane.
- Pamiętaj, Brad - pouczyłam go. - Najprostsze przepisy są zawsze najlepsze. Wystarczy ziemniaczki z cebulką drobno zetrzeć na tarce. Doprawić trochę solą, pieprzem. Dodać łyżkę mąki ziemniaczanej oraz jedno jajko, żeby placki trzymały się kupy. No, i najważniejsze. Przydałoby się urządzenie Philips Airfryer, które usmaży je bez rzeki oleju.
Nawet nie zauważyłam, kiedy na zewnątrz zrobiło się ciemno. Tylko płatki śniegu nadal tańczyły na wietrze, tym razem w snopach latarnianych świateł. Mając tak urocze towarzystwo, nie czuje się jak szybko mija czas.
Przy gorącej herbacie i domowych plackach ziemniaczanych można rozmawiać bez końca. Zwłaszcza jeśli dzieli się wspólną pasję do gotowania. Okazało się, że Brad kręci w mojej miejscowości swój nowy film. Występuje w nim w roli kucharza, który podróżuje po całym świecie w poszukiwaniu smaku z dzieciństwa. W końcu znajduje go w Polsce, gdzie ktoś częstuje go bigosem. Bohater grany przez Brada, odkrywa w naszym kraju swoje korzenie. A w bigosie rozpoznaje potrawę, którą przed laty serwował mu polski dziadek. Aż się wzruszyłam, kiedy mi to opowiadał
Nagle zadzwonił mój telefon. Ktoś z ekipy Brada czekał już na niego przed domem.
- Było mi bardzo miło Pana gościć - podziękowałam mu za niespodziewane odwiedziny, ale zrobiło mi się trochę przykro, że nasze spotkanie tak szybko się skończyło.
- To ja dziękuję za pyszne frytki i placki - odparł aktor, która ubierał już swój płaszcz i szykował się do wyjścia.
- Eh, nie puszczę Pana do tej Ameryki na głodnego - szybko pobiegłam do kuchni i zapakowałam pozostałe placki ziemniaczane. - Proszę wziąć, gdyby Pan zatęsknił za tym smakiem.
Brad głośno się zaśmiał. Z rozbawieniem przyjął mój szalony prezent.
- Panie Pitt, tak smutno mi się z Panem żegnać - rozczuliłam się odprowadzając go do furtki.
- Wyślę Pani zaproszenie na premierę mojego filmu w Los Angeles - odparł uprzejmie.
- Na pewno przylecę! Na bank! Choćbym miała dom sprzedać, żeby mi na bilet starczyło.
Mój ukochany gwiazdor wsiadał już do swojej limuzyny, kiedy zadał mi to jeszcze jedno pytanie...
- Wielofunkcyjne urządzenie Philips Airfryer, tak?
- Tak, Brad - nie potrafiłam już dłużej kryć łez. - Wielofunkcyjne urządzenie Pfilips Airfryer - wyszeptałam dławiąc się słonym płynem spływającym z moich oczu...
Pomachaliśmy sobie na pożegnanie i w końcu jego samochód zniknął gdzieś pomiędzy czernią nocy a bielą śniegu. To było naprawdę przesympatyczne spotkanie!
- Koniecznie muszę usmażyć tego karpia w urządzeniu Philips Airfryer - powiedziałam sama do siebie.
Otarłam łzy i z zaśnieżonej ulicy wróciłam do domu, bo jeszcze by mnie tam jakiś samochód przejechał, a tyle mam przecież do ugotowania..."