Barszcz czerwony jest potrawą, która pojawia się na niemal każdym wigilijnym stole. To niekwestionowany symbol Bożego Narodzenia, stanowiący również cenne źródło wielu witamin. Ideałem jest ten przygotowany na domowym zakwasie, w którego skład wchodzi jedynie woda, warzywa i przyprawy. Niestety, w gorączce przedświątecznych przygotowań nie zawsze znajdujemy czas, aby zrobić go samemu od podstaw. Sięgamy wówczas po półprodukty, których na sklepowych półkach znajdziemy bardzo dużo. Jednak czasem powinniśmy się zastanowić czy są one tym, co chcielibyśmy zaserwować rodzinie podczas świąt.
Koncentrat barszczu czerwonego - czyli...?
Jako pierwsze pod lupę wzięliśmy bardzo popularne koncentraty barszczu czerwonego, które zazwyczaj sprzedawane są w niewielkich buteleczkach. Wybieramy je głównie ze względu na oszczędność czasu - z jego użyciem przygotowanie barszczu zajmuje dosłownie kilka minut. Wystarczy dodać go do gorącego bulionu i wigilijna zupa będzie gotowa. Wielu internautów chwali je za smak i łatwość użycia, ale czy ktokolwiek z nich przyjrzał się temu co zawiera ich etykieta?
Na większości opakowań jako pierwszy widnieje zagęszczony sok z buraków. Okazuje się jednak, że barszcz jest barszczowi nierówny, gdyż niektóre koncentraty zawierają go ponad 50%, a inne zaledwie 12% lub nawet mniej. Warto zwracać uwagę na te liczby, chociażby po to, by uniknąć rozczarowania przy wigilijnym stole.
Wiele osób niepokoi dodatek kwasu askorbinowego lub kwasu cytrynowego do różnego rodzaju produktów, w tym koncentratów barszczu. Nie ma się czego obawiać, gdyż jest to po prostu witamina C, którą przyswajamy na co dzień w wielu produktach. Plotki o rzekomej rakotwórczości kwasu cytrynowego okazały się być zupełnie bezpodstawne, dlatego też jego obecność w jedzeniu nie powinna nas martwić. Uważać na niego powinny jedynie osoby ze szczególnymi nietolerancjami pokarmowymi.
Niestety, czytając etykiety gotowych barszczy możemy natknąć się na szereg innych substancji, które powinny nas zaalarmować. Wśród nich znajduje się między innymi syrop glukozowo-fruktozowy, będący zagęszczoną i oczyszczoną mieszanką dwóch cukrów prostych - glukozy i fruktozy. Eksperci już od dawna ostrzegają, iż może on przyczyniać się nie tylko do otyłości, ale i cukrzycy. Jak wiadomo, cukry proste nie posiadają żadnych wartości odżywczych, za to mogą podnosić poziom złego cholesterolu i obniżać wrażliwość naszego organizmu na leptynę - hormon odpowiedzialny za informowanie mózgu o sytości. Co ciekawe niektórzy producenci barszczu uznali, iż jedna porcja cukru w postaci syropu glukozowo-fruktozowego to za mało. Dlatego też w składzie niektórych barszczy ten słodki dodatek pojawia się dwu lub trzykrotnie pod różnymi postaciami. Czytając takie etykiety można zapomnieć, że barszcz to w gruncie rzeczy wytrawne danie.
Jak się okazuje, pod względem zawartości najlepiej prezentują się gotowe zakwasy buraczane, które możemy znaleźć w sklepowych lodówkach. Ich cena jest zbliżona, a czasem nawet niższa, niż koncentratów, jednak skład ogranicza się zazwyczaj do wody, buraków i przypraw.
Dużym zaskoczeniem okazały się różnego rodzaju barszcze sprzedawane w kartonach, którym czasem bliżej do soku owocowo-warzywnego niż wigilijnej zupy. Znajdziemy w nich dużą ilość soków z jabłek, selera, pietruszki i cebuli. Ponadto zostały one dodatkowo wzbogacone ekstraktami z tych warzyw. Niestety, producenci wychodzą z założenia, że naturalny kolor buraków, jest za mało atrakcyjny dla klientów, dlatego też do swoich produktów dodają barwniki. W jednym z kartonów była to koszenila, nazywana też kwasem karminowym. Nie jest to substancja bardzo niebezpieczna, jednak wytwarza się ją z ususzonych i zmielonych czerwców - niewielkich owadów, których pancerze mają intensywnie czerwony kolor. Sami przyznacie, że nie brzmi to zbyt apetycznie?
Poza zbędnymi cukrami oraz zupełnie niepodejrzanymi składnikami, na etykietach koncentratów barszczy znaleźliśmy również wzmianki o zawartości uwodornionego tłuszczu palmowego, glutaminianu monosodowego oraz rybonukleotydów disodowych. O tym jak wpływają na zdrowie przeczytacie w dalszej części artykułu.
Przeczytaj darmowy magazyn kulinarny z pomysłami na święta. Kliknij!
A co jeśli zdecydujemy się wybrać zupę w proszku? Jest szybka w przygotowaniu, a nasza praca w tym przypadku ogranicza się jedynie do zalania jej wrzątkiem. Różnego rodzaju barszczy „instant" lub „express" znajdziemy na polskim rynku co nie miara. Niestety, zawartych w nich substancji chemicznych, które mogą źle wpływać na nasze zdrowie, również.
Jaki jest największy grzech producentów barszczy „instant"? Dodawanie do nich glutaminianu sodu, często maskowanego nazwą glutaminian monosodowy lub symbolem E621. Znaleźliśmy go w co trzecim ze sprawdzanych przez nas opakowań. Jego dodatek ma na celu poprawienie i wzmocnienie smaku. Jednak substancja ta cieszy się złą sława już od dłuższego czasu i - jak alarmują specjaliści od żywienia - nie dzieje się tak bez powodu. Spożywanie glutaminianu sodu w nadmiernych ilościach może spowodować mdłości, uczucie ucisku w klatce piersiowej, zawroty głowy oraz bóle migrenowe. Ponadto może on wywoływać reakcje alergiczne oraz astmatyczne. Badania wykazały również, iż u osób spożywających glutaminian sodu znacznie częściej występowała otyłość.
Poza glutaminianem sodu, w wielu barszczach pojawiła się również substancja o dziwnie brzmiącej nazwie 5'rybonukleotydy disodowe. Jest to wzmacniacz smaku, działający podobnie jak opisywany wcześniej glutaminian, z tą różnicą, iż jest on 20 razy od niego mocniejszy. Jego stosowanie jest legalne w świetle prawa Unii Europejskiej, jednak niektóre kraje zdecydowały się go zakazać. Rybonukleotydy disodowe mogą szczególnie szkodzić osobom chorym na astmę lub uczulonym na aspirynę. Mogą również wywoływać wahania nastroju, nadpobudliwość, a także wysypkę, swędzenie i innego rodzaju zmiany skórne.
Zobacz też: Jakich ryb unikać? Kliknij!
Każdy kto dba o linię lub ma tendencję do tycia powinien omijać produkty zawierające maltodekstrynę, należącą do grupy zmodyfikowanych skrobi. Zawierało ją niemal każde sprawdzane przez nas opakowanie barszczu. Co prawda nie odnotowano, aby miała zły wpływ na stan naszego zdrowia, jednak posiada ona bardzo wysoki indeks glikemiczny. Oznacza to, iż szybko zostaje strawiona, a po jej spożyciu wzrasta poziom glukozy we krwi.
Substancją, która jest uznawana za jeden z najbardziej niebezpiecznych składników naszej diety jest utwardzony tłuszcz roślinny. Powstaje on w wyniku chemicznego przetworzenia zdrowego oleju roślinnego. W wyniku takiego procesu traci on większość swoich prozdrowotnych właściwości. Zyskuje natomiast szereg niepożądanych cech - zwiększają poziom „złego" cholesterolu oraz trójglicerydów we krwi. Tym samym poważnie narażają nas na choroby układu krążenia, otyłość, i cukrzycę, a także zwiększają ryzyko zachorowania na raka jelita grubego. Z pewnością niczego z tej listy nie chcielibyśmy zaserwować rodzinie podczas wigilijnej kolacji. Niestety, jak wykazał nasz test, utwardzone tłuszcze roślinne (które na etykietach mogą również występować jako „tłuszcze uwodornione", „tłuszcze trans" lub „izomery trans kwasów tłuszczowych") znajdują się w większości barszczy oferowanych nam przez sklepy.
Barszczyk dla odważnych
Jako ostatnie pod lupę wzięliśmy różnego typu „zupki chińskie", których wspólną cechą jest to, że producenci nazwali je barszczem czerwonym. Prawdopodobnie niewiele osób zdecydowałoby się zaserwować je podczas wigilijnej kolacji, jednak promuje się je jako praktyczną i smaczną przekąskę dla wszystkich zabieganych osób. Dlatego też warto wiedzieć, co tak naprawdę kryje się w tego rodzaju zupach.
Ich skład nie napawa optymizmem. Spośród wszystkich analizowanych przez nas produktów, to właśnie w różnego rodzaju ekspresowych zupkach znaleźliśmy najmniej buraków. Pojawiają się one pod postacią suszonego soku z buraka, a jego ilość waha się od 11 do 28%. Jednak to nie on, a cukier był produktem, który rozpoczynał każdą listę składników. Co bardzo niepokojące, w każdym z tych barszczy pojawił się glutaminian sodu i utwardzone tłuszcze roślinne. Tylko w jednym nie znaleźliśmy rybonukleotydów disodowych. Producenci nie szczędzą nam też innych wzmacniaczy smaku, takich jak inozynian disodowy czy też guanylan disodowy. W wielu z nich pojawia się również substancja przeciwzbrylająca - dwutlenek krzemu. Chociaż nie udowodniono, że ma ona zły wpływ na nasze zdrowie, wiele mówi o niej fakt, iż jest wykorzystywana również do produkcji betonu i zapraw murarskich.
Całkowite wyeliminowanie chemii z naszego jedzenia prawdopodobnie jeszcze przez długi czas pozostanie jedynie marzeniem. Pamiętajmy jednak, że na sklepowych półkach znajdziemy lepsze i gorsze produkty. Decyzja o tym, które wybierzemy należy tylko i wyłącznie do nas.
Zobacz też: Świąteczne wędliny, które przygotujesz samodzielnie. Kliknij!
Tekst: Sylwia Cisowska/ Smaker.pl