Wszystko przez piątkowy wieczór, który znowu zakończył się krótkim acz nagłymi utratami świadomości, wywołanymi zbyt dużym stężeniem alkoholu w krwiobiegu. Kiedy tak siedziałem na stole, zadrżał wyciszony telefon. Odebrałem. W głośniku usłyszałem głos Mecenasa. Sprawiał wrażenie równie zmęczonego piątkowym wieczorem, a może zwyczajnie długo pracował, analizując akta jakiejś bardzo trudnej i zagmatwanej sprawy. W krótkich żołnierskich słowach przekazał mi bardzo ważny komunikat. Czas coś zjeść!
Spotkaliśmy się na Kazimierzu, powietrze było ciężkie od zanieczyszczeń. Od kilku dni mój telefon bombardował mnie ostrzeżeniami o stężeniu groźnych dla zdrowia substancji. Tlenki azotu w krakowskim powietrzu osiągnęły poziom 1066% dopuszczalnej normy. Pomyślałem, że chyba łatwo w Krakowie rzucić palenie papierosów, przecież i tak przez cały czas wszyscy biernie palą. Po szybkiej wymianie zdań na temat parkowania w okolicach Placu Nowego i kretyńsko rozmieszczonych znaków drogowych, wykluczających się wzajemnie, postanowiliśmy poszukać jakiegoś spokojnego miejsca, w którym nie będą się kłębiły tłumy głośnych turystów.
W ten sposób trafiliśmy do Dużego Pokoju, restauracji przy ulicy Izaaka 3. Mecenas znał to miejsce wcześniej, tyle, że wtedy był tutaj Warsztat i nie chodzi o zakład usługowy, w którym naprawia się na przykład krzesła i stoły, a o lokal gastronomiczny. No tak, ten krakowski pęd do bycia oryginalnym, nawet przy nadawaniu knajpom nazw.
Wnętrze Dużego Pokoju przywołuje na myśl przyjemnie urządzoną jadalnię w wiejskiej posiadłości. Jasne kolory, drewniane wykończenia, ściany przyozdobione jakby starymi drzwiami - na jednych Mecenas nawet znalazł numer swojego mieszkania. Usiedliśmy przy małym stoliku prawie w rogu sali, było przyjemnie, pachniało jedzeniem, a z głośników sączyła się cicha muzyka.
Rozpoczęliśmy studiowanie karty, w której przeważały dania z kuchni włoskiej i francuskiej. Znalazło się też w niej specjalne menu dla dzieci. My postanowiliśmy spróbować dań zamieszczonych pod hasłem „Szef kuchni poleca". Na początek zamówiliśmy krem z zielonego groszku z czerwonym pesto.
Danie dość szybko trafiło na nasz stół. Wyglądało przepięknie, niesamowity zielony kolor delikatnie przyozdobiony czerwonym pesto z suszonych pomidorów. Niestety w smaku rozczarowywało. Krem był dość mdły, zabrakło w nim ostrości albo jakiegoś kwaśnego przełamania. Mecenas zwrócił uwagę na konsystencję - to miał być krem, tym czasem okazał się wodnista zupą.
Szczerze mówiąc zacząłem się trochę martwić o swoje główne danie. Zamówiłem kaczkę w morskiej soli, natomiast Mecenas postanowił spróbować dorady po prowansalsku z grillowanymi warzywami. Na główne dania czekaliśmy około 30 minut. Kiedy talerze stanęły przed nami, znowu pojawiła się euforia związana z piękną prezentacją potraw. Estetyka dopracowana w każdym calu. Pokrojona pierś z kaczki została elegancko ułożona na fasolce szparagowej oraz na grillowanych warzywach wszystko okraszono czerwonym sosem z żurawiny. Jako dodatek podano gnocchi ze szpinakiem w delikatnym sosie śmietanowym.
Kaczka wprawdzie skórę miała ładnie wysmażoną, ale była dość krwista, przez co nieco gumowata. Ja bym jeszcze trochę potrzymał ją na patelni. Warzywa kruche, takie jak lubię. Bardzo dobre szparagi pocięte w estetyczne słupki. Oprócz tego delikatnie zgrillowane marchewka i pietruszka. Włoskie kluseczki idealnie komponowały się z całością, a dopełnieniem wszystkiego był słodko-kwaśny sos żurawinowy. Mimo że mięso było zbyt krwiste, z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że danie było bardzo dobre i doskonale zbalansowane. Najlepsze w tym wszystkim były gnocchi, które Mecenas podjadał mi raz po raz.
Jego danie równie dobrze się prezentowało, choć na pierwszy rzut oka wyglądem przywoływało skojarzenie z pomidorami poukładanymi na przemian z mozzarellą. Dorada była dobrze wysmażona, problemem okazały się jedynie ości, których Mecenas ze swojego dania wygrzebał sporą ilość. Grillowane pomidory i cukinia idealnie pasowały do delikatnego mięsa dorady. W sosie była wyczuwalna mocna nuta białego wina i orzeźwiające smaki ziół prowansalskich, z przebijającym się aromatem mięty pieprzowej, bazylii i rozmarynu. Mecenas zwrócił jednak uwagę, że sos w połączeniu z grillowanymi warzywami dają trochę zbyt tłustą mieszankę. Być może pomidory i cukinia, przed tym jak trafiły na ruszt, zostały mocno skropione oliwą.
Oba dania pozostawiły w naszych głowach przyjemne wspomnienia, zarówno smakowe jak i estetyczne i co najważniejsze zaspokoiły skutecznie głód, nie nadwyrężając przy tym żołądków.
Za całość (przystawka, dania główne i niegazowana woda) zapłaciliśmy 90 zł, a więc ceny nie przesadzone, choć mogłyby być nieco niższe. Pewnie jeszcze tam wrócimy sprawdzić, co jeszcze poleca szef kuchni.
Ocena:
Jedzenie
Wystrój
Obsługa
Jakość/cena
Restauracja DUŻY POKÓJ
Ul. Izaaka 3
Godziny otwarcia:
Pon. - Czw. 9:00 - 23:00
Pt. - Niedz. 9:00 - 24:00
Tekst: Marcin Jędrasiewicz
Zobacz też recenzję Restauracji Balaton w Krakowie. Kliknij!