W dobry nastrój zwykle wprowadza mnie Crème brûlée. Poznałam ten deser, kiedy zobaczyłam film pod tytułem „Amelia". Świat Amelii był pełen magii, uroku, w którym tytułowa bohaterka potrafiła cieszyć się z każdego drobiazgu nawet ze zbijania skorupki crème brûlée. Ze względu na to, że byłam wtedy dość zdołowana chciałam sprawdzić, czy ten deser wywoła u mnie uśmiech. Od dzisiaj jak mam chandrę wybieram się do mojej ulubionej kawiarenki na ten przysmak i od razu poprawia mi się humor.
Pani Anna P.
W dobry nastrój wprowadzają mnie zawsze racuchy drożdżowe posypane odrobiną cukru pudru. Nie jest to może danie wyrafinowane, dietetyczne czy zdrowe, ale dla mnie jest smakiem dzieciństwa. Często jako dziecko zostawałam na świetlicy, nie miałam jednak wykupionych obiadów - byłam dość wybredna, taki typowy niejadek, więc byłaby to strata pieniędzy. W czwartki często zostawałam długo, bo nawet do siedemnastej. A czwartki dość często były dniem racuchowym - panie z kuchni przynosiły miski z niezjedzonymi placuszkami. Nie było sztućców, wszystkie dzieci miały błyszczące od cukru i tłuszczu podbródki i łapki, a smak wydawał mi się wówczas po prostu nieziemski, bo moja mama racuchów nigdy nie robiła - ,,niezdrowe, tuczące, bezwartościowe!". Ja też nie robię ich zbyt często - ale jeśli już są, to napawam się każdym kęsem, dalej smakują mi tak samo, jak w te czwartkowe popołudnia :)