Fot. 123RF/Picsel
Na widok osób nurkujących w przysklepowych kontenerach w poszukiwaniu jedzenia, większość z nas myśli o osobach, które zostały do tego pchnięte przez dramatyczne warunki ekonomiczne. Tymczasem istnieje całkiem spora, ciągle powiększająca się, grupa, zachowująca się w ten sposób wyłącznie ze względów etycznych. Nazywa się ich freeganami, kontenerowcami lub kontenerowymi nurkami. Część z nich piastuje dobrze płatne stanowiska, ma rodziny oraz dach nad głową i bez trudu mogłoby pozwolić sobie na codzienne zakupy.
Skąd więc decyzja o zaopatrywaniu się w przysklepowych śmietnikach? Wbrew pozorom nie jest to fanaberia ani ślepe poszukiwanie mocnych doznań. Freeganom bardzo bliski stał się antykonsumpcyjny styl życia, polegający na ograniczeniu udziału w tradycyjnej ekonomii. Wielu z nich zwraca uwagę na fakt, iż jako społeczeństwo marnujemy ogromne ilości jedzenia, które wciąż nadają się do spożycia, a ich jedyną wadą jest fakt, że nie wyglądają idealnie. Wszystko to w czasie, gdy w innych zakątkach świata setki milionów osób są niedożywione lub cierpią głów.
Wielkie wyrzucanie
Według ostrożnych szacunków, każdego roku na marnuje się blisko 1,3 mld ton jedzenia, co odpowiada aż 1/3 światowej produkcji. Jak wskazują badania, najwięcej wyrzucają Amerykanie - w koszu ląduje nawet 40% kupowanej tam żywności. Sytuacja nieco lepiej wygląda w Europie, chociaż także i w tym wypadku liczby są zatrważające. Według badań Eurostatu, w samej tylko Polsce w ciągu roku marnuje się 9 mln ton żywności, co oznacza, że każdej godziny wyrzuca się ponad 1000 ton jedzenia.
Skala marnotrawstwa jest tak wielka, że aż trudno sobie to wyobrazić. Statystyki wskazują, że im bogatsze państwo, tym więcej jedzenia wyrzucają jego obywatele. Przeciętny mieszkaniec Zachodu marnuje rocznie ok. 100 kg żywności, natomiast w Afryce subsaharyjskiej współczynnik ten waha się od 6 do 11 kg na osobę.
Kto marnuje najwięcej jedzenia? Cóż, w tym wypadku największym winowajcą jest przemysł oraz producenci żywności. Część produktów spożywczych psuje się jeszcze na polach, w czasie zbiorów lub podczas przechowywania, inne niszczeją w czasie transportu lub na etapie sprzedaży. Na samym końcu tego łańcucha pojawiają się restauracje, bary oraz pojedyncze gospodarstwa domowe.
Mimo powszechnego w naszym kraju szacunku do chleba, to właśnie on jest najczęściej wyrzucanym produktem spożywczym - do kosza trafia niemal co drugi zakupiony bochenek. Następne w kolejności są wędliny, warzywa i owoce - niemal ¼ jest marnowana. Jak się okazuje, za marnowanie żywności w domu zwykle odpowiada nasze gapiostwo. Najczęściej wyrzucamy jedzenie, bo przegapiliśmy datę przydatności do spożycia, źle oszacowaliśmy ilość potrzebnych nam produktów lub nie potrafiliśmy ich odpowiednio przechowywać.
Za wszelką cenę
Skala problemu jest gigantyczna, gdyż dotyka nie tylko społeczeństwa, ale również negatywnie rzutuje na środowisko i ekonomię. Wydaje się, że każde działanie, obliczone na zminimalizowanie strat żywności, jest słuszne. Korea Południowa w tym celu zaprzęgła technologię - za pomocą aplikacji mobilnych każdy obywatel rozlicza się z odpadków spożywczych, a na koniec miesiąca płaci za ich każdy kilogram. Z kolei we Francji rząd zakazał dużym sklepom niszczenia żywności - wszelkie resztki nadające się do zjedzenia muszą trafić do organizacji charytatywnych.
Jednak działania rządów to wciąż zbyt mało, by skończyć z marnowaniem żywności. Zmiana musi zajść w każdym z nas. W oczach wielu osób freeganie wybrali radykalną i nieco ekstremalną ścieżkę, jednak ich determinacja w jaskrawy sposób zwraca uwagę na problem z jakim przyszło nam się zmierzyć.
Zobacz, jak łatwo możesz zarabiać ze Smakerem. Kliknij!
Nurkując w śmietnikach
Gdy w różnych częściach globu miliony osób cierpią z powodu głodu i niedożywienia, bogaty, zachodni świat wyrzuca na śmietnik tony jedzenia. Nie dlatego, że nie nadaje się ono do spożycia. Freeganie doskonale wiedzą, że większość produktów spożywczych, które trafiają np. do przysklepowych kontenerów, znajduje się tam jedynie ze względu na drobne wady, które w teorii uniemożliwiają ich sprzedaż. W praktyce w dalszym ciągu są doskonałym materiałem na przygotowanie pełnowartościowego, domowego posiłku.
Kontenerowcy zwykle odwiedzają kosze przy dużych sklepach, gdzie często wyrzuca się żywność w dobrym stanie i to w ilościach hurtowych. Nikt nie przeczesuje kontenerów zlokalizowanych np. na osiedlach, gdyż te zwykle są zamknięte, a odpady w nich są przemieszane i w znacznej mierze mocno zepsute. Łowy freegan rozpoczynają się w momencie, gdy większość z nas szykuje się do snu. Kilka godzin po zamknięciu dużych sklepów, kiedy nikt już nie pilnuje śmietników. Niektóre z marketów doskonale zdają sobie sprawę z wizyt nocnych gości celowo zostawiając otwarte kontenery lub pakując wyrzucaną żywność w osobne worki. Na Zachodzie pojawiają się nawet specjalne, antybakteryjne kosze przeznaczone wyłącznie dla freegan, jednak w Polsce raczej trudno je spotkać.
Obowiązkowym wyposażeniem kontenerowego łowcy są solidne buty, rękawiczki, latarka oraz spora torba, w którą można bez trudu zapakować zdobycze. Jak się okazuje nasze społeczeństwo wyrzuca tak dużo jedzenia, że freeganie nie narzekają na monotonną czy też ubogą dietę. Efekt łowów to zwykle loteria - nigdy nie wiadomo co się trafi, ani czy w ogóle coś się znajdzie. Jednak kontenerowcy są dobrze zorganizowaną i wspierającą się nawzajem społecznością. Wielu z nich dzieli się informacjami na temat miejsc, gdzie pozostawia się dużo żywności. Często również zdarza się, że po odnalezieniu kontenera z dużą ilością dobrej jakości produktów, zabierają je do domu, myją, porcjują, a następnie dostarczają do jadłodajni dla ubogich lub rozdają wśród znajomych, którzy tego dnia akurat nie wybrali się na nocne „zakupy".
Jednak kontenery nie są jedynym źródłem pożywienia dla freegan. Wielu z nich odwiedza place targowe tuż przed ich zamknięciem - wówczas sprzedawcy bardzo chętnie rozdają towary, które w ciągu dnia nie znalazły nabywców. Jeśli macie szczęście, niesprzedanymi resztkami podzieli się z wami także zaprzyjaźniony restaurator. W ostatnim czasie niezwykle popularne stały się również wszelkiego rodzaju kooperatywy foodsharingowe, które bardziej swojsko nazywa się jadłodzielniami lub outletami spożywczymi. Są to miejsca gdzie każdy, zarówno przedsiębiorcy jak i osoby prywatne, może dostarczyć nadwyżki żywnościowe, które są następnie przekazywane potrzebującym. Wszystko to w imię idei, przyświecającej już naszym dziadkom - nie marnuj, a nie będziesz w potrzebie.
Tekst: Sylwia Cisowska/Smaker.pl
Skąd nazwa pierogi ruskie i fasolka po bretońsku? Kliknij!